Nie myślałam, że jeszcze tu kiedyś napiszę. Dlaczego kilka miesięcy mnie nie było? Nie wiem, jakoś od tak przestałam tu zaglądać, nie wiem czy nie miałam potrzeby, czy zapomniałam o tym miejscu. Co się u mnie działo? Sporo, ale chyba nie ma sensu opowiadać o czymś, czego nie pamiętam już zbyt dokładnie. Piękny wstęp, jak zwykle piszę o niczym ale to chyba jakieś moje wyższe przeznaczenie.
Zawsze tak strasznie jęczę na początku, wiem, to okropne. Ale to chyba dlatego, że tak trudno jest zacząć. I nie ważne czy to notka na blogu czy poważna relacja. Ja w zaczynaniu jestem na prawdę kiepska, więc chyba musicie mi to wybaczyć. Nie jestem prostolinijna, chociaż często bym chciała. Wszystko co związane ze mną jest skomplikowane i zagmatwane ale przynajmniej przestałam zmieniać to na siłę. To jeden z moich sukcesów. I tak, chyba jestem z tego dumna. Przestałam szukać na siłę rozwiązań, przestałam gonić za czymś co istnieje tylko w mojej wyobraźni, nie szukam już szczęścia - tego abstrakcyjnego pojęcia, którego nikt tak na prawdę nie jest w stanie zdefiniować. I wiecie co? Bardzo dobrze czuję się z tym, że coś takiego nie istnieje. Żadne namacalne zjawisko szczęścia, nic co można zauważyć wyraźnie i rozpoznać - to jest ono, to to czego szukałam całe życie. Nie. Ze świadomością, że coś takiego nie istnieje jakoś spokojniej mi się śpi; Chce być tutaj gdzie jestem, Nie biec, Nie czekać. Nie szukać. Być. Tutaj. Teraz. Chyba pisałam już coś podobnego, i co z tego? Czuję to, i piszę. I nie przejmuję się tym, że może się powtarzam, może mało merytoryczna jestem i może niezbyt to wszystko trzyma się kupy. Nie musi. I ja nie muszę. I jestem gotowa na to co ma przyjść.
I może się walić, mogę dostawać po dupie i może być źle. Wiem, że będzie. I to jest chyba ten największy sukces. Świadomość, że co by się nie działo już nie dam się złamać. Przynajmniej nie do końca. I dla kogoś może to nie znaczyć zupełnie nic, dla mnie znaczy wszystko. xoxo