Blog o życiu to chyba za dużo powiedziane. Nie będę pisała o ciuchach i o tym co jadłam na drugie śniadanie, chcę znaleźć miejsce gdzie mogłabym być całkiem sobą - ze wszystkimi defektami, wadami i nie do końca znormalizowanym spojrzeniem na świat.
poniedziałek, 3 października 2016
Październik i nowe porządki świata
Zawsze tak strasznie jęczę na początku, wiem, to okropne. Ale to chyba dlatego, że tak trudno jest zacząć. I nie ważne czy to notka na blogu czy poważna relacja. Ja w zaczynaniu jestem na prawdę kiepska, więc chyba musicie mi to wybaczyć. Nie jestem prostolinijna, chociaż często bym chciała. Wszystko co związane ze mną jest skomplikowane i zagmatwane ale przynajmniej przestałam zmieniać to na siłę. To jeden z moich sukcesów. I tak, chyba jestem z tego dumna. Przestałam szukać na siłę rozwiązań, przestałam gonić za czymś co istnieje tylko w mojej wyobraźni, nie szukam już szczęścia - tego abstrakcyjnego pojęcia, którego nikt tak na prawdę nie jest w stanie zdefiniować. I wiecie co? Bardzo dobrze czuję się z tym, że coś takiego nie istnieje. Żadne namacalne zjawisko szczęścia, nic co można zauważyć wyraźnie i rozpoznać - to jest ono, to to czego szukałam całe życie. Nie. Ze świadomością, że coś takiego nie istnieje jakoś spokojniej mi się śpi; Chce być tutaj gdzie jestem, Nie biec, Nie czekać. Nie szukać. Być. Tutaj. Teraz. Chyba pisałam już coś podobnego, i co z tego? Czuję to, i piszę. I nie przejmuję się tym, że może się powtarzam, może mało merytoryczna jestem i może niezbyt to wszystko trzyma się kupy. Nie musi. I ja nie muszę. I jestem gotowa na to co ma przyjść.
I może się walić, mogę dostawać po dupie i może być źle. Wiem, że będzie. I to jest chyba ten największy sukces. Świadomość, że co by się nie działo już nie dam się złamać. Przynajmniej nie do końca. I dla kogoś może to nie znaczyć zupełnie nic, dla mnie znaczy wszystko. xoxo
czwartek, 12 maja 2016
Throwback thursday
"Niewiele rzeczy tak bardzo oszukuje jak wspomnienia." ~Carlos Ruiz Zafón – Cień wiatru
(a tak całkiem serio, książkę polecam każdemu, kto nie miał okazji się z nią bliżej zapoznać!) XOXO
poniedziałek, 25 kwietnia 2016
Niezbyt pozytywnie
Czuję się pusta w środku. Tak jakby nic we mnie nie było. Ci, którzy nigdy nie doświadczyli czegoś takiego, pewnie nie zrozumieją. Kiedy wszystko jest takie słabe, bez wyrazu, kiedy tak dawno nie odczuwałeś czegoś mocno i wyraźnie, kiedy wszystko to, co kiedyś było super/ważne/ciekawe/ (niepotrzebne skreślić) nagle przestaje takie być, wszystko wygląda podobnie, nic nie zachwyca.. właśnie wtedy można zanotować prawdziwą osobistą porażkę. Jak tak o tym myślę, to chyba najsmutniejsze z uczuć to właśnie bezsilność. Obojętność leży całkiem blisko. Świadomość, że nie widzisz wyjścia z tej sytuacji, że bardzo chcesz, próbujesz zrobić wszystko żeby chociaż przez chwile poczuć się normalnie, jak kiedyś a mimo to miesiące mijają, a nic się nie zmienia. Przynajmniej nie na lepsze.
Nie mówię, że nie czuję niczego. Ale nie umiem tego porównać do normalnych emocji. Zazwyczaj to mieszanka lęku, stresu i czegoś niedefiniowalnego - po prostu czuję się niesamowicie źle. Nie umiem tego wytłumaczyć, czasem to przychodzi tak po prostu, przez jakąś drobną rzecz. Moje statystyczne samopoczucie określiłabym jako umiarkowanie negatywne. Czasem czuję, że nie jestem już w stanie dłużej "normalnie funkcjonować" z ludźmi i w całym moim życiu jak do tej pory. Zwykle próbuję to po prostu przeczekać. I na prawdę zdarzają mi się dni, kiedy mam tak kompletnie dość.
Kiedy nie jestem w stanie dojść ze sobą do ładu, ciężko mi rozmawiać z ludźmi, znosić wszystkich dookoła, wszystkie te irytujące rzeczy.. za dużo mam tego we mnie, i w takich sytuacjach czuję, jakby świat mnie atakował. I coraz częściej nie mam siły żeby się bronić.
Każde słowo, które jakoś mocniej mnie dotyka, wszystkie takie sytuacje jakoś niesamowicie mnie osłabiają. To dziwne, czuję się taka wrażliwa i cholernie słaba, często podczas kłótni mówię, że po prostu nie jestem w stanie jej kontynuować, że nie daje rady. Nie jestem w stanie się skupić. Na prawdę mnie to dziwi, bo nigdy nie byłam typem osoby, która płacze podczas smutnych filmów, która wzrusza się i reaguje emocjonalnie.
Może bycie silnym w takich okolicznościach, kiedy miesiące lecą, zamieniają się w lata a to nie przynosi skutku - nie jest do końca słuszne. Może wszystko co dzieje się teraz to efekt jednego wielkiego przemęczenia.
Szkoda, że nikt bliski nie rozumie tego co czuje, chociaż tyle razy starałam się wyjaśniać, tłumaczyć... Musiałam chyba trochę z siebie wyrzucić, dzięki. xoxo
niedziela, 17 kwietnia 2016
Niefajnie jej z tym
Nie było mnie tu przez tydzień.
Dużo się działo, i niestety nie mam tu na myśli wyjść z przyjaciółmi na miasto, imprez czy innych rzeczy, które ludzie robią dla przyjemności. W ogóle nie mam na myśli świata zewnętrznego. We mnie działo się sporo, chyba trochę wypadłam z równowagi (nie żebym była w jakiejkolwiek równowadze - ale raczej nie jestem aż tak rozchwiana jak przez ostatnie dni). Skończyły mi się leki, pominęłam dawkę i nie mogłam się do teraz pozbierać w całość.
Chyba przeżyłam swoją najgorszą noc w życiu. Pewnie każdy pamięta jakieś koszmary z dzieciństwa, kiedy bał się potworów czy ciemności i biegł do rodziców, bo wiadomo - z nimi już było się bezpiecznym. Do dzisiaj zdarza mi się jakiś "straszny sen", ale to chyba normalne. Świadome sny, incepcje, paraliż senny też mi się zdarzały. Ale to co śniło mi się w tym tygodniu było dużo dziwniejsze, ogólnie "budziłam się" tyle razy, że nie pamiętam dokładnej liczby. Dużo krzyczałam ale nie mogłam się obudzić. Nie pamiętam już prawie co dokładnie mi się śniło - tylko kawałki, wiem, że kiedy już się obudziłam chciałam jak najszybciej to zapomnieć. Najgorszy w tych snach był ból, bolało mnie w kilku miejscach, zdecydowanie najbardziej lewe kolano - nie byłam w stanie chodzić, musiałam się czołgać po ziemi. Kiedy już się obudziłam, ból nie minął. Kolano miałam całe czerwone i spuchnięte, musiało długo być przyciśnięte albo coś sobie zrobiłam przez sen. Ogólnie miałam jakieś lekkie uczulenie w niektórych miejscach. Spałam trochę ponad dwie godziny, obudziłam się po trzeciej z tym bólem i niesamowicie zmęczona. Przyśniło wam się kiedyś coś tak przerażającego, że strach przed powtórką z rozrywki skutecznie powstrzymywał was od ponownego zaśnięcia?
A oprócz tego, cóż, ten weekend nie należał do najspokojniejszych i jestem totalnie wyczerpana. Postaram się już pisać konkretniej i bardziej sensownie.
Ah, i zmieniałam kolor włosów. Mówi się, że kobieta zmienia fryzurę gdy w jej życiu zachodzą jakieś radykalne zmiany, kiedy chce się odciąć od przeszłści. Dość pozytywnie to brzmi.
niedziela, 10 kwietnia 2016
Niedziele są do bani
Nie wiem jak inni, ja w niedzielę nie mogę się za nic zabrać. A naturalnie jak na przykładnego ucznia przystało, wszystko co mam do zrobienia odkładam na ostatni dzień. Na wieczór. I to późny.
Ten tygodniowy cykl jest straszny, to trochę jakby w każdy poniedziałek zaczynać życie od nowa.
I tak teraz, w niedzielę wieczorem kolejny raz nie wiem co ze sobą zrobić. Wiem, że jak jutro zadzwoni budzik to znowu cykl się zacznie. Dlatego nie śpieszy mi się do spania. Miałam kilka pomysłów co do tego, o czym dziś napisać ale niedziela istotnie pozbawia mnie chęci i kreatywności. A tych dwóch i tak nie mam za wiele, więc chyba dam dziś sobie z tym spokój.
Krótsze wpisy chyba też są okej, przynajmniej nie da się zasnąć w trakcie czytania!